Tym razem o Wielkanocy spędzonej w Rzymie opowiada Asia:
Pasqua a Roma, czyli … wielkanocne cappuccino na dobry początek mini rzymskich wakacji
Dzień wcześniej poszłam spać o 3.00. Dziś pobudka o godzinie 3.30. Plecaki spakowane, ubrania w blokach startowych przygotowane wieczorem. O godzinie 6.30 wystartowaliśmy.
Ehh i śniadanie już mogliśmy zjeść w Rzymie. Ten piątkowy poranek przywitał nas pięknym słońcem i zimnym wiatrem. Odnaleźliśmy (szybko, dzięki Google Street View już tam wirtualnie byłam) nasze mieszkanie, po (jak na włoskie standardy) niedługim czasie oczekiwania dostaliśmy klucze, porzuciliśmy nasze rzeczy i udaliśmy się na podbój miasta.
Piazza del Popolo wraz z kościołem Santa Maria del Popolo – lody ☺ – Zamek Świętego Anioła, jedna z najbardziej wyróżniających się budowli w Rzymie – Watykan – Zatybrze (gdzieś trzeba jeść, a tam jest, w czym wybierać) – pomału spacerkiem przy Forum Romanum udaliśmy się by zrealizować główny punkt dnia – udział w Drodze Krzyżowej. Dotarliśmy pod Coloseum odpowiednio wcześnie żeby zająć dobre miejsca. Organizacja bardzo przyjemna – od wolontariuszy dostaliśmy świeczki, lampioniki (takie ochraniacze żeby się nie pokapać) i książeczkę z treścią nabożeństwa (po włosku). Trochę inaczej niż u nas to wyglądało. Tam już po pierwszej stacji znudzeni turyści i mieszkańcy zaczęli wychodzić. Po 3 stacji można było sobie już usiąść na ziemi, bo tyle miejsca przybyło.
Drugiego dnia pogoda była trochę w kratkę. Zaczęliśmy od lokalnego baru z cappuccino i rogalikiem w roli głównej. Spacer zaczyna się w okolicach Watykanu i prowadzi przez Saint Giovanni of Fiorentini (złapał nas deszcz), Parrocchia Santa Maria in Vallicella (Chiesa Nuova), a następnie wąskimi uliczkami do Piazza Navona ze słynną fontanną Czterech Rzek i Sant’Agnese in Agone. Później prosto do Panteonu, ogromna budowla, gdzie mogliśmy obserwować ja długo spada kropla deszczu. Trochę się rozchmurzyło, więc na lody do Gelateria della Palma (Via della Maddalena, 19-23, Roma) … mmmm … moje ulubione w sobotę mieli ok 115 smaków. Dalej spacerkiem przez Fontannę di Trevi do Schodów Hiszpańskich (ciekawostka nazwa wiąże się niedalekim sąsiedztwem hiszpańskiej ambasady i Piazza Espagna, sfinansowane są przez rząd francuski) – niestety na lody nie mieliśmy miejsca by być jak Audrey Hepburn z Rzymskich wakacji – prowadzących do kościoła św. Trójcy. Wycieczka metrem do Bazyliki św. Jana z Lateranu oraz do kaplicy Świętych Schodów. Ta ostatnia była dość bolesnym doznaniem, ponieważ 28 schodów pokonuje się na kolanach w tempie, w jakim pozwolą to zrobić osoby, które znajdują się przed Tobą. Ochrzczone przez Maxa wielkim gulikiem „usta prawdy” i zasłużona kolacja na Zatybrzu ☺. Na koniec powolny spacerek przy Forum Romanum w kierunku mieszkania.
Ostatniego dnia oprócz pięknego słońca przywiało nas kolejne pyszne cappuccino i rogalik z czekoladą … mmm. Słoneczny piękny poranek postanowiliśmy rozpocząć spacerem po Janikulum i Trastevere (Zatybrze) aż do znanej nam z filmu Złodzieje rowerów Porta Portese. Następnie pojechaliśmy do Coloseum gdzie spędziliśmy trochę czasu, następnie Forum Romanum. Bazylika Matki Bożej Śnieżnej, czyli Basilica di Santa Maria Maggiore i tak okazało się, że czas zjeść kolację i iść na przepyszne lody. Dzień zakończyliśmy włócząc się romantycznymi zaułkami i podglądając jak płynie włoskie życie. Następnego dnia bez kawy ruszyliśmy na autobus i na lotnisko gdzie wypiliśmy ostatnie pyszne cappuccino i odlecieliśmy do domu, w sam raz na świąteczny obiad w lany poniedziałek.